Julie i Julia

Julie i Julia

Dzisiejszy wpis będzie nieco inny niż wszystkie dotychczas, bo bez przepisu. Chociaż, w sumie, będzie to przepis na, według  mnie, udany wieczór  ze smakowitym filmem, w którym wszystko kręci się wokół gotowania właśnie.

Nie jest to żadna nowość, bowiem film miał swoją premierę jakieś 3 lata temu. Zapewne wiele/wielu z Was już go widziało ale piszę o nim, bo osobiście uwielbiam takie produkcje i myślę, że na te długie zimowe wieczory będzie jak znalazł. Co więcej, jest to film po którym ma się wielką ochotę jeść i gotować ;).

 

Film powstał na podstawie dwóch prawdziwych historii. Przez blisko dwie godziny śledzimy losy dwóch kobiet – Julii Child (Meryl Streep) i Julie Powell (Amy Adams). Żyją one w zupełnie różnych światach. Akcja filmu rozgrywa się na przemian w latach 50. XX wieku i na początku XXI stulecia.

Julia Child to kulinarna legenda, pionierka telewizyjnych programów kulinarnych, która przez lata uczyła Amerykanów sztuki gotowania. W filmie możemy zobaczyć  40-letnią Julię, która po wyjeździe do Paryża szuka sobie po prostu zajęcia, by się nie nudzić. Kochając nade wszystko jedzenie postanawia nauczyć się je przyrządzać i jak się okazuje odkrywa tym samym swoją wielką pasję. Kilka lat później, w 1961 roku, wraz z Simone Beck i Louisette Betholle wydaje, liczącą przeszło 700 stron, książkę kucharską – „Mastering the Art of French Cooking”.  Publikacja ta i życie legendarnej Julii Child stały się inspiracją dla Julie Powell, żyjącej w dobie XXI wieku, niespełnionej pisarki borykającej się z nieciekawą pracą. Julie postanawia w ciągu roku zrealizować wszystkie  524 przepisy zawarte we wspomnianej wcześniej książce kucharskiej Julii Child, a swe doświadczenia opisać na blogu. Tak powstaje Julie/Julia Project.

Film co prawda posiada jeden mankament – brak dramaturgii. Zapewne dla tych, których do kuchni nie ciągnie, będzie powiewał nudą. Ja jednak obejrzałam go z wielką przyjemnością. Jak dla mnie były to przepyszne dwie godziny, podczas których przed mymi oczami co chwilę przewijały się smakowite potrawy. Po obejrzeniu ma  się ochotę biec do kuchni i gotować, gotować, gotować bez końca. Film bardzo inspirujący. Pokazuje, że nic nie jest niemożliwe i upór, którym odznaczały się główne bohaterki, na pewno zaowocuje. One same nie są idealne, nie narodziły się z kulinarnym geniuszem, a wszystko to, co ostatecznie sobą reprezentują, wynika z ich pracy nad sobą, uporu i różnorodnych doświadczeń kulinarnych, nie zawsze pozytywnych. Obie po prostu kochają jeść i gotować,  a miłość ta przeradza się w prawdziwą pasję nadającą ton ich życiu…

Jeżeli podoba Ci się wpis Julie i Julia polub nas na facebooku i śledź naszego bloga na bieżąco! :)

  • Nie słyszałam o tym filmie! Z chęcią go obejrzę, dzięki! :)

  • Jeśli lubisz takie filmy, to serdecznie polecam Ci „Niebo w gębie”, który jutro wchodzi do kin! U mnie na blogu znajdziesz jego recenzję! Przy okazji zapraszam na również filmowy konkurs- myślę, że „Przepis na miłość” również przypadłby Ci do gustu ;) Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie: http://silasmaku.blogspot.com/2012/12/konkurs-i-kolejny-film-z-watkiem.html

  • kryzysowy kucharz

    Dzień dobry. Twój blog został nominowany do Liebster Blog Award. Więcej informacji na moim blogu http://deserynadepresje.blogspot.com/2012/12/szarlotka-chlebowa-i-nagroda.html
    pozdrawiam
    Kryzysowy Kucharz

  • Co prawda wolę mocniejsze kino, ale ten film również oglądałam z prawdziwą przyjemnością. Pozdrawiam!

  • Hej, właśnie oglądałam wywiad na youtube z prawdziwą Julie Powell i tak jak już wspomniałam na moim FB wydaje się duuużo sympatyczniejsza i miła w filmie niż w wywiadach. I to w jaki sposób wypowiada się o J. Child… hmmm niezbyt imponujące. Ale film ciekawy i dobrze się ogląda. Pozdrawiam

    • Aga

      Sam pomysł wykonania wszystkich przepisów z książki Juli Child w ciągu roku wydaje się dość szalony :) Na pewno włożyła w to mnóstwo pracy i serca. Fakt, że sama Julia Child nie była przychylna tej inicjatywie, musiał być przykry dla samej blogerki. Ale film dobry, przyjemnie się ogląda. Sama czasami mając w rękach jakąś książkę kucharską z chęcią spróbowałabym wszystkiego. Przeglądając kolejne strony myślę sobie „to musi być pyszne”, „tego też bym spróbowała”, ale nie da się zrobić wszystkich potraw od razu… a wiadomo jak to jest, w między czasie trafi się coś innego :) wracamy do przepisów po jakimś czasie. A odkładane na później są realizowane w ciągu miesięcy, lat. Jeszcze nigdy nie wykorzystałam wszystkich przepisów z jednej książki, dlatego też podziwiam za upór. Sam projekt to według mnie wieki ukłon w stronę autora. Pozdrawiam :)