Nadeszła wiosna, niebawem temperatury znacznie wzrosną, zrzucimy kurtki i trzeba będzie pokazać trochę ciała. Ciała, którego niekiedy jest troszkę więcej niż przed zimą… Wiosna to chyba ten okres w roku kiedy jesteśmy zmotywowani najbardziej, by pozbyć się zbędnych kilogramów. Tłuszczyk nagromadzony przez zimę zaczyna wówczas mocno przeszkadzać i najchętniej pozbylibyśmy się go jak najszybciej. Też tak mam niestety ;(. Zimowy tryb życia nie wpłynął dobrze na moją figurę. Kaloryczne potrawy, siedząca praca i brak ruchu zrobiły swoje – 3 kg w plecy…
Nie jestem zwolenniczką super diet, dzięki którym bez większego wysiłku fizycznego szybko zrzucimy zbędne kilogramy. Uważam, że poza zgrabną sylwetką ważne jest też zdrowie. Tycie jest procesem długoterminowym. Nie można więc oczekiwać, że coś, czego dorobiliśmy się przez kilka miesięcy, zniknie bezpowrotnie w tydzień. Najważniejsze w odchudzaniu jest chyba zdrowe podejście i cierpliwość. Stając na wadze i uświadamiając sobie, że jest źle pomyślałam sobie „grubsza niż teraz już nie będę – koniec”. Może być więc już tylko lepiej. Co zrobić by schudnąć? Chyba najważniejsze to uświadomić sobie jakie są nasze nawyki żywieniowe i stopniowo je zmieniać.
Nie wydaje mi się, by kilkudniowe diety, podczas których na głodzie ciągle myślimy o „normalnym” jedzeniu i ze strachem stajemy na wadze, mogły na dłuższą metę coś zmienić. Pogłodzimy się, stracimy wodę, a w bardzo szybkim czasie euforię z powodu utraty kilku kilogramów zastąpi rozgoryczenie i poczucie bezsilności. Zapewne wiele osób zna to uczucie. Nie wpływa to dobrze na samopoczucie i ogólną kondycję psychiczną.
Cudownie byłoby móc jeść wszystko i nie martwić się wagą. Czy też chcąc utrzymać zgrabną sylwetkę nie musieć rezygnować z ulubionych dań. Jedzenie to przecież wielka przyjemność. My uwielbiamy gotować, jeść…
Dlaczego taki wpis? Jest to blog kulinarny, poprzez który chcemy dzielić się z Wami sprawdzonymi przepisami, ale też spostrzeżeniami na tematy oscylujące wokół kulinariów. Odchudzanie wpisuje się w tę tematykę. Wiem, że wiele z osób, które czytają ten tekst nie raz było na diecie, bądź planuje coś zrobić w tym kierunku. My również. Jak pisałam wcześniej – postaramy się podejść do tematu z głową i stopniowo zmieniać swoje nawyki żywieniowe.
Po pierwsze przyjrzeliśmy się im dokładnie i wyciągnęliśmy wnioski:
- Stwierdziliśmy, że jemy za rzadko i są to zbyt duże porcje
- Niedojadanie w pracy skutkuje nadrabianiem zaległości w domu o najgorszej porze z możliwych – wieczorem. Często wygląda to tak, że po powrocie z pracy na szybko napycham się czymkolwiek by móc na spokojnie, bez ssania w żołądku oddać się gotowaniu
- Zjadanie posiłków do czystego talerza jakby to miałby być ostatni posiłek w życiu. W efekcie przejadamy się..
- Brak ruchu. Tutaj jest tragicznie.
- Herbaty z dużą ilością soku.
- Podjadanie wafelków, batoników i innych słodkości.
Jak tu nie tyć, prawda? Zdaliśmy sobie sprawę z tego jak dokładnie przyjrzeliśmy się naszym nawykom. Postanowiliśmy jednak wprowadzać zmiany etapami. Zbyt dużo zmian kończy się na braku jakichkolwiek zmian. Trudniej ogarnąć większą ilość, dlatego też przyjęliśmy, że co tydzień wprowadzamy coś nowego.
Zaczęliśmy od herbat. Te zwykłe zalewane dużą ilością soku zastąpiliśmy herbatą czerwoną (ponoć zabójca tłuszczu ale jak dla mnie nie smakuje najlepiej), zieloną i białą. Ja pijam jeszcze różne ziółka typu pokrzywa, skrzyp „dla urody” :). Herbaty te pijemy bez żadnych dodatków. Wyjątkiem jest zielona, którą zwykle pijamy rano z dodatkiem miodu. Krótko parzona i wzbogacona miodem ponoć dodaje energii. Przeczytałam też gdzieś, że herbaty wysuszają, więc staramy się ograniczać ich ilość do 3 dziennie.
W zamian pojawiła się butelka wody źródlanej bądź mineralnej. Ważne, by była to woda, a nie słodkie kolorowe napoje. Ponoć woda rozpuszcza tłuszcz, a kobiety powinny nią wspomagać kremy nawilżające. Dzienna dawka to 1,5 do 2 litrów. Zaczęliśmy więc od butelki 0,5 l (wody ;P) zabieranej do pracy. Powiedzieliśmy sobie, że wracamy tylko z opróżnionymi. Kilka łyków co jakiś czas. Różnie z tym bywało, ale stwierdziliśmy, że ta butelka wody pod ręką to dobra sprawa. Chcąc nie chcąc, sięga się po nią na zasadzie przyzwyczajenia.
Słodkim wafelkom, batonikom po prostu powiedzieliśmy NIE. Choć ciężko jest obyć się bez ulubionych słodkości, szczególnie domowych wypieków. Aczkolwiek hamując się na pewno zjemy tego mniej. Będzie to porcja, a nie dwie.
Ostatnie z naszych dotychczasowych postanowień – ruch. Z tym ciągle jest kiepsko. Postanowiliśmy, że będziemy biegać. Wszyscy teraz biegają, więc dlaczego by nie spróbować. Mateusz przed rokiem codziennie rano przed pracą biegał przez ok. pół godziny. Twierdzi, że dodawało mu to energii na cały dzień i co ważne – tracił kilogramy. Przestał na jakiś czas, ale ciągle powtarza, że wiosną do tego powróci. Zamierzam dołączyć ;). Wiosnę już mamy. Kiedyś wymówki się skończą ;).
Na takim etapie zmian w naszych nawykach żywieniowych jesteśmy. Odchudzanie dla kogoś kto kocha jedzenie jest po prostu tragedią, ale wierzę, że tak być nie musi. Może macie jakieś rady?
Zdjęcia wykorzystane w tekście: 1
Recent Comments