Dwanaście tygodni temu na szklanym ekranie pojawił się nowy program kulinarny. Tym razem skierowany do profesjonalnych szefów kuchni. Czyli jak dla nas mało ciekawe, bo daleko nam do takiego poziomu. Ale obejrzałem, bo chciałem zobaczyć jak pójdzie Piotrkowi Ogińskiemu, za którego pół internetu trzymało kciuki. Pierwsze wrażenia nie były najlepsze, a przecież to od nich zależy sukces nowego show. Mimo to nie poddałem się i dałem sobie szansę przez kolejne tygodnie. Tak dotrwałem do końca, a podczas trwania pierwszej edycji TopChef napisałem dla Was trzy teksty. Dziś ostatni raz na ruszt rzucam temat TopChefa. Zwycięzcę już znamy, ale tak naprawdę mamy ich dwóch.
Tym razem nie będę się rozpisywał na temat uczestników (jak to robiłem tu i tu), którzy odpadli we wcześniejszych odcinkach. Skupię się na całości programu, ale najpierw zacznę od finalisty. Czy Martin zasłużył sobie na tytuł pierwszego polskiego TopChefa? Jak najbardziej tak. Na przestrzeni tych dwunastu odcinków wypadał niemalże najlepiej. Ze wszystkich uczestników mogliśmy go najrzadziej oglądać w dogrywce. Kilka razy zdobywał immunitet, a tak bez problemu przechodził do kolejnych odcinków. W każdej kolejnej konkurencji starał się pokazać nowy smak, przenieść na talerze swoje rodzime dania, które nie raz, nie dwa, ani nie trzy razy łechtały podniebienia jurorów. Kwintesencją TopChefa są słowa pana Modesta Amaro, który w ostatnim odcinku z precyzją chirurga scharakteryzował kim ma być zwycięzca programu:
Wszystkie cechy wymienione przez Amaro pasują do Martina. W niektórych bardziej się sprawdził, nad niektórymi będzie musiał jeszcze popracować. Ale szefowi kuchni można wybaczyć ;). Z całej dwunastki prezentował się najlepiej. Koniec kropka. Martinie – razem z Agą Ci serdecznie gratulujemy, bo pokazałeś wszystkim, że pasja, która jest również Twoją pracą jest autentyczna, na miarę TopChefa ;).
Na początku wspomniałem, że pierwsza edycja ma dwóch zwycięzców. Owszem, drugim (niekwestionowanym) zwycięzcą jest Piotrek Ślusarz. Fakt, minął się z finałową trójką o włos i tuż przed finałem spakował noże, ale w tym programie wygrał najwięcej. Swoją osobą zapadł w pamięć nie jednemu widzowi, a także zyskał sympatię jurorów. Jako jedyny spośród uczestników wygrał tygodniowy staż w kulinarnej mekce (El Celler de Can Roca). A żeby było jeszcze piękniej, to podczas gali TopChef Modest Amaro zaproponował mu etat w swojej restauracji. I powiecie, że nie wygrał tego programu? Osiągnął najwięcej nie zajmując najwyższego miejsca. Gratulację ;).
A jak wypadł sam program? Rozpisywałem się wcześniej na temat jurorów, którym jakby brakowało energii. Komentarze pana Amaro były tak monotonne i senne, że jakby sam siebie posłuchał z pewnością głowa sama kiwnęłaby mu się do snu. No chyba, że po prostu ma taki sposób mówienia. Dlatego bardzo się ucieszyłem jak Grzegorz Łapanowski zapowiedział, że werdykt zostanie ogłoszony z uśmiechem na twarzy przewodniczącego. To było coś bezprecedensowego ;). Również dobrym posunięciem było zrobienie gali na żywo, bo mogliśmy przeżywać ogłoszenie werdyktu z finalistami. A nie – finał nagrany kilka tygodni temu – pięć minut na werdykt i koniec programu. Brawo.
W telewizji to już drugi talent-show kulinarny. Pierwszy był MasterChef, po którym zaczęła się moda na gotowanie. Polsat postanowił zaklepać dla siebie działkę na show dla profesjonalistów. Wielu się obawiało, że ten program nie będzie mógł się równać z TVN-owskim show. Statystyki były brutalne – MasterChef bił na łeb na szyję TopChefa, ale w moim odczuciu program Polsatu był dużo lepszy. Większe emocje, każda kolejna konkurencja budziła podziw dla kulinarnego kunsztu uczestników, nie wspominając już o werdyktach, które kilka razy budziły kontrowersje. Po pierwszej edycji MasterChefa wszyscy zachwycali się tym programem. Przyszła pora na drugi sezon – emocje były już mniejsze, brakowało polotu z pierwszej części. Już niedługo rozpoczną się castingi do drugiej edycji TopChefa. Na pewno nie będzie tak samo, bo już pierwsze szlaki zostały przetarte. Jak wypadnie? Jacy będą kolejni uczestnicy? Zobaczymy zapewne wiosną przyszłego roku.